Wołodomyr Topiy. Performance

07.04.2017 19:00

„Mam 5 lat. Pada deszcz, gałązka orzecha bije o szyby. Jest noc.
Przestrzeń i przemieszczanie w niej zostaje marzeniem.
I one się zbierają. Myśli. W głowie istnieją nawet kiedy o nich zapominam”.
[tezy Wolodymyra Topiy’a, mail z 29.03.2017 r.]

„Nie wiem” – odpowiada mi na pytanie, co chciałby zrobić w Marta Shefter Gallery Wołodymyr Topiy. I w jego ustach brzmi to rozczulająco szczerze. Trąci autentycznością i dziecięcą wręcz niewiedzą. Milkniemy, urywamy rozmowę w połowie zdania. Nawet nie musi dodawać – „Ja się tego bardzo boję, ale chcę to zrobić” – bo ja już to intuicyjnie wiem.
Wolodymyr Topiy to performer nietypowy. Poza performensem zajmuje go przede wszystkim malarstwo. Maluje, a może raczej, jak zwykło się mówić, choć nie jest to do końca poprawne, bo jest wynikiem błędnego tłumaczenia, pisze ikony. Pochodzi ze Lwowa, z Ukrainy, mitycznego, choć już oswojonego Wschodu, więc może nie całkiem jest to zaskoczeniem. Z mentalnego przyczółka Azji, której Zbigniew Warpechowski poświęcił swój cykl performensów. Azji, której dramaturgia zasadza się na repetycji i kolażu powtarzalności, biednych dekoracji będących zawsze tylko jakąś wariacją na temat stłamszonej indywidualności zestawionych z pozornymi, ba, nawet pozorowanymi czynnościach wyrwanymi codzienności. I chociaż Topiy, zna ją doskonale, dzieli z Warpechowskim to doświadczenie zniewolenia duchowego i politycznego, to ich spojrzenia się nie spotykają, mogą się tylko krzyżować. Na tamtą Azję, metaforę będącą refleksem życia w pozbawionym nadziei systemie, patrzy inaczej. Z nostalgią myśląc o czasach dzieciństwa i dopiero z perspektywy czasu rozpoznając symptomy choroby.

Zobacz więcej

Topiy’a poznajemy w Tokio, podczas jednej z galeryjnych podróży, na festiwalu kuratorowanym przez Segiego Shimodę. Jego performens uwodzi sensualnością, ale i rysunkiem, który powstaje gdzieś na granicy gestu i ruchu ciała, w takim samym stopniu w przestrzeni, jak i w powietrzu.
I właśnie to powietrze z całą jego esencjonalnością, płynnością niewidzialnego jest jakimś idiomatycznym przeświadczeniem, które warunkuje spotkanie gestów, które nigdy wcześniej się nie spotkały i ich często niejasną, kształtowaną w oparciu o niemożliwy do przewidzenia splot wypadków i afektów, strukturę. Powietrze, które z nadbagażem efemeryczności i ulotnych wrażeń, jest jakimś nośnikiem znaczeń, ale i metonimią przebytej przez niego drogi. Też prozaicznie, warunkiem istnienia. Można je łapać w usta i tak już trzymać, rozdzierać rękoma niczym nieprzeniknioną zasłonę, chuchając ogrzewać nim dłonie. Nie można go zobaczyć, ale można go poczuć, można z nim działać, pozwolić mu na podskórne łaskotanie tkanek.
W 1958 roku w Rosji zostaje wydana książka o moskiewskim balecie ze zdjęciami primabalerin tańczących tak, że sprawiają wrażenie jakby płynęły w powietrzu. Topyi kupuję tę książkę we wrocławskim antykwariacie. Co jakiś czas do niej wraca. Kartkuje strony. Czyta, przegląda ilustracje.
12 kwietnia 1961 roku, Jurij Gagarin, bohater Związku Radzieckiego i ofiara tejże propagandy, odbywa pierwszy lot w przestrzeni kosmicznej. Leci w Kosmos, stając się dzięki temu też bohaterem Topyi’a. Jednym z wielu, tuż obok Warpechowskiego, który odkrył dla niego kosmos performensu.
W 1976 roku Andrzej Żuławski kręci film Na srebnym globie, który rozpoczyna się sceną przywiezienia kosmonautom przez jeźdźca tajemniczego obiektu, który spadł z nieba – systemu przekaźnikowego sprzed kilkudziesięciu lat. Zapis videopamiętnika opowiada historię tragicznie zakończonej wyprawy kosmicznej, ekipy poszukującej tlenu na srebrnym globie i historię o utopijnych próbach stworzenia nowej, lepszej cywilizacji. Topyi obejrzał go dopiero niedawno, a scena wypadku motocyklisty wryła mu się w pamięć tak bardzo, że nie może przestać o niej myśleć. Może dlatego, że jak mówi, wszyscy opowiadają o życiu, a on cały czas myśli o śmierci.
To wszystko w piątek może już nie mieć znaczenia. Ważne pozostanie, nawet jeśli zabrzmi to pretensjonalnie, wolność. Nie państwo i nie społeczeństwo, ale jednostka. Wolność, o której , kolejny bohater Topiy’a, duchowy przewodnik i rosyjski filozof znany z powiedzenia: Cierpię, więc jestem, Nikołaj Bierdiajew, mówi że jest szczególnym rodzajem stanu pierwotnego i rozwiązaniem tajemnicy świata. „Wolność rodzi zło, ale bez wolności nie ma również dobra. [..] Wolność czynienia zła jest warunkiem wolności czynienia dobra. Zlikwidujecie przemocą zło, a nic nie pozostanie dla wolności dobra. [..] Wolność rodzi tragedię życia i cierpienie życia. Dlatego wolność jest trudna i surowa”.
„Nie wiem jeszcze. Chodzę i męczę się jak to zrobić” – przerywa nagle milczenie Topiy. Po chwili dodaje: Ale przecież cała zabawa w tym, żeby o tym myśleć.

Tekst kuratorski: Ania Batko

Mniej

previous arrow
next arrow
Full screenExit full screen
previous arrownext arrow
Slider