Może można poznać cały wszechświat, nie ruszając się z kanapy

19-11 - 14-02-2023

artystka: Katarzyna Kukuła
kuratorzy: Kamil Kuitkowski, Agnieszka Szultk

Ponoć najniebezpieczniejsi są ci, którzy nigdy nie podróżowali. W końcu jak wspomniał Mark Twain: „Podróżowanie jest fatalne w skutkach dla uprzedzeń,
fanatyzmu i zaściankowości”. Nie tylko bowiem pozwala zrozumieć swoją małość w świecie, ale też wyzwolić się z utartych schematów myślowych bądź chociaż z nimi skonfrontować. A także spojrzeć w inne sposoby postrzegania świata i swojej w nim obecności. Kultura europejska zbudowana jest na niebezpiecznie upraszczającej rzeczywistość dychotomii. Kultura − natura, męskie − żeńskie, człowiek − zwierzę, norma − dewiacja, sacrum − profanum, nowe − stare, jawa − sen, ja − inni.

Wystarczy jednak wycieczka w inne kultury lub systemy religijne, by odkryć na przykład: zawsze uzupełniające się Joni i Lingę z hinduskiej kosmologii, ale też kamasutry, przeplatające się Ying i Yang opisujące działanie wszechświata w taoizmie i neokonfucjanizmie czy nierozerwalnie współistniejących ze sobą Matkę Ziemię i Ojca Niebo z mitów rdzennych Amerykanów o powstaniu świata.

Pokaż więcej

Malarstwo Katarzyny Kukuły wyrasta właśnie z podobnego, niecodziennego w naszym kręgu kulturowym, trochę szamańskiego, spojrzenia na podwójność świata, nie zero-jedynkową, ale taką, w której wszystko przepływa we wszystko. To, co z ludzkiego ciała, w to, co z przyrody, męskie w żeńskie, serce w żołądek, niebo w ziemię, miłość w samotność. Kukuła w tym nieustannym ruchu form i materii buduje opowieść o horyzontalnej rzeczywistości, której każdy element jest równoprawną częścią jedności. Nawet jeżeli czasem niepokojącej.

Ostatnimi czasy, gdy nad miastami zachodzi słońce, niebo miewa niezwykłe kolory. Te mieszanki złocieni, fioletów, nawet zieleni zapierają dech w piersiach. Nic dziwnego, w końcu powstają dzięki poprzemysłowym pyłom unoszącym się w powietrzu. To, co naturalne, i to, co cywilizacyjne, miesza się i przeplata tworząc nowy byt, w którym granice tego, co odwieczne, i tego, co stworzone ręką człowieka, zacierają się w nieznanych wcześniej barwach wieczorów. Można się tymi pyłami zakrztusić, ze słusznego zresztą przerażenia destrukcyjną działalnością człowieka.

Albo pozwolić sobie na wniknięcie w głąb tego zjawiska i tę rodzącą się na naszych oczach postnaturę zrozumieć jako odwieczną nieustanną przemianę jednego w drugie. Dzięki temu − jak w tytule wystawy Kukuły − „może można poznać wszechświat, nie ruszając się z kanapy”. W tym jego najgłębszym, będącym w ciągłym procesie i przekształcaniu, znaczeniu. Może okazać się, że ma to moc emancypacyjną i oczyszczającą, w końcu uznanie obecnego za jedyne możliwe może stać się największym zagrożeniem. Bo wywołującym paraliż, a ten − zwłaszcza wobec wszelkich, niebezpiecznych dla dalszego trwania cywilizacji lub nawet gatunku ludzkiego problemów współczesności − może łatwo przerodzić się w agonię.

Kiedy jeszcze H.P. Lovecraft pisał w 1927 roku opowiadanie „Kolor z przestworzy”, to fabularny pomysł meteorytu − istoty z radykalnie innego świata infekującej i zmieniającej w zupełnie nowe byty rośliny, zwierzęta i ludzi znajdujących się w pobliżu jej upadku na ziemię − budził typowe dla dzieł tego pisarza najgłębsze z możliwych przerażenie. Jednak już w książce „Unicestwienie” Jeffa VanderMerra z 2014, która właściwie powtarza i rozbudowuje koncept Lovecrafta, oraz zwłaszcza w jej adaptacji − „Anihilacji” Alexa Garlanda z 2018 − przerażenie zamienia się najpierw w lęk, potem zaledwie w niepokój, by w końcu ustąpić przed cichą akceptacją i zrozumieniem dla przemiany i aberracji świata oraz zamieszkujących go istot. To zaburzenie wszelkich znanych i rozumianych jako logiczne porządków służy wypracowaniu w ich miejsce zupełnie nowych. Ten stan czy też okres, następny po antropocenie, australijski filozof Glenn A. Albrecht nazywa symbiocenem. A niemalże ilustruje go w swoich obrazach i obiektach Kukuła. Ludzkie ciała mieszają się w nich z roślinnością i żywiołami, stając się
zarazem jednym i drugim. Wagina jest jednocześnie stawem na polanie, a ciała kochanków to błyskawice przeszywające burzowe niebo. Ten świat okazuje się ekoseksualną utopią, w której człowiek żyje w symbiozie nie tylko z innymi istotami ludzkimi, ale też z przedmiotami, zwierzętami, wszelkimi innymi bytami natury. I choć czasem na obrazach Kukuły kanapa (z której „można poznać cały wszechświat”) próbuje ten wszechświat wchłonąć, a głowa pęka tak, że wypływa z niej mózg, to jest w tym współbyciu niezwykła czułość i mądrość nieprzerwanej wzajemnej wymiany energii. Być może właśnie takiej ekonomii teraz potrzebujemy.

Jak napisali antropolog David Graeber i archeolog David Wengrow we wspólnej książce „The Dawn of Everything”, w której dowodzą, że nasza przeszłość i rozwój cywilizacji wcale nie były linearną drogą postępu prowadzącą do czasów obecnych, a wielością możliwości, prób, porządków i systemów: „Jeśli coś poszło bardzo źle w historii ludzkości, to może zaczęło się to dziać dokładnie wtedy, gdy ludzie zaczęli tracić wolność wyobrażania i odgrywania innych form społecznej egzystencji”. Może czas je z powrotem odnaleźć. Wydaje się, że Kukule się to udaje.
Choćby tylko w sztuce. Od niej zawsze można zacząć dalszą podróż, (nie) ruszając się z kanapy.

Kamil Kuitkowski

Zobacz artystę >

Pokaż mniej

previous arrow
next arrow
Full screenExit full screen
previous arrownext arrow
Slider