Tożsamość różnicy

18-06 - 30-07-2017

Jego imię znaczy podobno tyle, co „ten który tworzy litery”. Ale Sequoyah Aono, japońsko-amerykański artysta o indiańskich korzeniach – nawet nie tyle wbrew temu, co przede wszystkim mimo to – przede wszystkim rzeźbi. I o ile w ogóle interesuje go słowo, to tylko takie, które jest w stanie zwizualizować. Rzeźbi tradycyjnie w drewnie i kamieniu. Realistycznie, ocierając się o hiperrealizm, bezlitośnie tnie, pieczołowicie cyzeluje, gładzi i pieści drewno, cierpliwie wydobywając formę ze stawiającej opór materii. Metodycznie, z determinacją wsłuchuje się w jej oddech i potrzeby. A jednak w ręku częściej niż dłuto dzierży piłę mechaniczną. Poszukuje kształtów, które zna, ale w gruncie rzeczy bardziej niż na nich, zależy mu na esencjonalnym bliźniactwie. Podobieństwach i momentach styku, chociaż jego pościg za namacalnością i identycznością ujawnia, wbrew zdrowemu rozsądkowi, przede wszystkim różnice. Paradoks nieprzyswajalności struktur. Może być tylko, albo aż dziennikiem. Zbiorem mocno sensualnych impresji i egzystencjonalnych miraży. Bez znaczenia jak patetycznie to brzmi, to mimo wszystko jest w tym wszystkim coś urokliwego. W tym z góry skazanym na porażkę, ale jakże rozbrajająco szczerym pragnieniu, by dotknąć tego, co nieuchwytne. Zupełnie tak, jak gdyby łapał coś tak absurdalnego, a zarazem rzeczywistego jak powietrze. „Każda rzecz, każdy byt ujrzeć musi swoją własną tożsamość pochłoniętą w różnicy, każdy byt będzie już tylko różnicą między różnicami” – pisał Gilles Deleuze.

Pokaż więcej

Spotykamy się w jego tymczasowej pracowni zaaranżowanej na wsi, w malowniczej okolicy, niedaleko Ojcowa. To tu, przed domem, niczym totemy wśród trocin i pyłu, trwają w bezruchu zaczątki rzeźb. Proste, surowe, sprawiające wrażenie kubistycznych, urzekające fakturowością żywego drewna, stoją niemo wpatrzone w zielony krajobraz. Żadna z nich nie jest jeszcze skończona. Mężczyzna z pochyloną głową, jakby zmęczony życiem, który mocno ciąży ku podłożu. Kobieta o pełnych kształtach wystawiająca twarz ku słońcu, promieniująca jakąś żywą witalnością, pierwotną energią. I wreszcie chłopak, którego twarz wykrzywia grymas, uosabiający graniczne niezdecydowanie, wyzwalający w nas niepokój, który naraz przemienia się we wzruszenie. Chłopak, którego historię dopowiada sam Sequoyah, czyniąc to w taki sposób, jakby kolażował to, czego sam, na własnej skórze doświadczył – z tym, co skrupulatnie zaobserwował. Rodzaj permanentnego deja vu. W planach jest jeszcze kilkuletnie dziecko, chłopczyk. Ale motoryka żywego srebra, ruchliwość i zmienność nie pozwoliły artyście go jeszcze uchwycić, odnaleźć jednego mnemicznego momentu, w którym można by go raz na zawsze unieruchomić.

Wnętrze pozostawionego w stanie surowym domu, który pełni rolę jego krakowskiego studia, pozostającego w tak wyraźnym kontraście do jego nowojorskiej pracowni, wielkiej postindustrialnej hali, kryje w sobie jeszcze jeden kształt, jeszcze jedną rzeźbę. I nie wiem, czy nie najważniejszą. Jest ona mniejsza niż reszta, ale jako jedyna skończona. Nie sposób nie rozpoznać w niej autoportretu artysty. „Powracanie to stawanie się tożsamym samego stawania. Powracanie jest więc jedyną tożsamością, ale tożsamością jako mocą wtórną, tożsamością różnicy, tożsamym, które uznaje się za różne i obraca się wokół tego, co różne”, jak chce francuski filozof. Sequoyah nieustannie i obsesyjnie drąży jeden i ten sam temat. I rzeźbi przede wszystkim siebie. Nie chodzi o satysfakcję płynącą z rozpoznania, czy miłość własną, ale o to, że – jak twierdzi Agamben – jedynie dzięki rozpoznaniu przez innych człowiek może stać się osobą. I w tym sensie tożsamość to akt performatywny.

To historia jednego człowieka, tyle, że rozbita niczym lusterko, na setki mniejszych opowieści, osobistych mikronarracji, w których każdy może się przeglądać, i które w jedno spaja autorefleksyjne doświadczenie. Doświadczenie pozostające w wyraźnym kontraście do potrzeb i stylu życia postmedialnego społeczeństwa, a jednak w swej niecodzienności uniwersalne. Tu wszystko jest realne. Albo tylko takie wydaje się być.

Tekst: Ania Batko
Kuratorki: Ania Batko, Marta Błachut, Lucyna Shefter

Zobacz artystę >

Pokaż mniej

previous arrow
next arrow
Full screenExit full screen
previous arrownext arrow
Slider